Babcia Nina umarła. Odeszła w ramionach Justyny, z którą żyła, a właściwie dyrygowała jej życiem przez ostatnie 14 miesięcy.
Była kierowniczką, miała zdolności w zarządzaniu zasobami ludzkimi i psimi. Była wyjątkową suczką, która niebawem skończyłaby 20 lat, a nijak nie było po niej tego widać.
O 19 miałyśmy odebrać ją ze szpitala i wrócić jutro na kontrolne badania. Niestety chwilę przed naszym przyjściem, stan Babci znowu się znacznie pogorszył i dostała kolejnego ataku. Z dużym prawdopodobieństwem jakiś dziad zamieszkał w głowie Babuni. Nie chciałyśmy, żeby odchodziła w cierpieniu.
Nie wiem, co mam napisać. Jest żal, ogromna wdzięczność dla Justyny i 1790 zł za walkę o Babcie Nine. Każda taka sytuacja zbliża nas do kresu. Czemu o tym pisze? Bo muszę.
Żegnaj waleczny Babko!
Cieszę się, że życie miałaś dobre.