Początek roku powinien być radosny, nieść nadzieję na lepszą przyszłość, na dobre zmiany.
Nie minęła połowa stycznia, a już pożegnaliśmy dwójkę podopiecznych…
Wiedzieliśmy, że Matylda gaśnie. To była bardzo, bardzo stara krowa, nikt z nas nie wiedział, ile ma lat. Wiedzieliśmy tylko tyle, że najpierw latami była eksploatowana jak każda mleczna krowa, a potem trafiła pod skrzydła fundacji, która zwyczajnie nie podołała opiece nad podopiecznymi. Matylda stała, głodując, w pustej stajni wśród ciał padłych zwierząt…
Te straszne wydarzenia nie złamały jej. Kiedy trafiła do nas, obiecaliśmy sobie, że damy jej wszystko, co najlepsze, chociaż rozumieliśmy, że nie zostało jej wiele czasu. A Matylda swoją łagodnością i ciepłym spojrzeniem podbijała serca. Uczyła ludzi kochać krowy… Odeszła spokojnie, we śnie. Zasnęła i więcej się nie obudziła.
Drugą śmierć było nam dużo trudniej przyjąć. Muniek był młodziutkim konikiem. Ze względu na problemy z kolanami miał iść na rzeź, ale udało nam się go wykupić. Przygotowywaliśmy go do zabiegu artroskopii.
Zabieg udało się przeprowadzić! Wydawało się, że wszystko będzie dobrze. Bardzo się cieszyliśmy, że konik wkrótce będzie chodził bez bólu. Mieliśmy nadzieję, że niedługo będziemy mogli zabrać Muńka ze szpitala do domu.
I nagle Muniek umarł. Na skutek komplikacji po zabiegu. Jesteśmy zdruzgotani, bo nic nie wskazywało na to, że nas opuści. Był regularnie badany i starannie pielęgnowany.
Muniek był naprawdę wspaniałym koniem – cierpliwym, łagodnym, kochającym człowieka. Kiedy zwierzę jest stare czy ciężko chore, można się przygotować na jego śmierć. Muniek miał żyć jeszcze 30 lat.