Nie wiem co napisać.
Trafił do nas kilka miesięcy temu w strasznym stanie: zapchany pęcherz, na skraju śmierci głodowej, zgnilizna zamiast zębów w pysku. Tak dużo nam się udało, przytył kilkadziesiąt kilogramów, zdiagnozowaliśmy i wyleczyliśmy mu wrzody, dowiedzieliśmy się, że całe życie był alergikiem uczulonym na owies, jęczmień i lucernę, a problemy z układem moczowym i nerkami mogły z tego wynikać, że nikt go kiedyś nie badał, nikt wcześniej nie zdiagnozował, nikt nie chciał mu pomóc i nie pomógł.
Tyle się udało, a nie udało się nic. Mimo starań nie zdążyliśmy pozwolić mu pocieszyć się spokojna starością.
Dziś odszedł. Wieloletnie zaniedbania pęcherza nie pozwoliło mu dalej żyć.
Walczyliśmy 3 dni, ale trzeba było już odpuścić. Leoś walczył z nami, jednak ból nas pokonał.
Bardzo się cieszę, że mogłam poznać tego cudownego niegdyś zjawiskowego, na koniec sponiewieranego konia. Był dobry, mądry i cierpliwy.
Z Przyjacielem, jeśli jest Tęczowy Most, może uda się spotkać.